|
"Świat Druku" - miesięcznik
Archiwum
Rok 2003
Październik
Nagła utrata pracy. Część I
|
W kilku ostatnich felietonach uprawiałem donkiszoterię walcząc z pojęciowymi nowotworami i „odkryciami” ostatnich lat, o których można poczytać na pożółkłych już stronach dobrych książek. Ogłaszam przerwę, ale tylko przerwę.
Dziś problemem wielu ludzi jest nagła utrata pracy lub zagrożenie utratą pracy. W latach 90. panowało złudne przekonanie, że praca w państwowej firmie to praca pewna albo co najmniej zdecydowanie bardziej pewna niż praca u „prywaciarza”. Załamanie gospodarki państwowej, a dokładniej – jej powolna, postępująca agonia, zrównało sektor państwowy i prywatny pod względem (nie)pewności posady. Każdą pracę można stracić z dnia na dzień.
Rozważmy kilka okoliczności związanych z pracą i sformułujmy kilka sugestii dotyczących radzenia sobie z nagłym bezrobociem.
|
Pracujemy w warunkach wysokiej fluktuacji kadr, czyli w warunkach chronicznego zagrożenia. To trochę tak, jakbyśmy pracowali na dużej wysokości, przy maszynie i pod wysokim napięciem. Każdy nierozważny ruch grozi albo porażeniem prądem, albo urwaniem ręki lub głowy, albo upadkiem – śmiercią lub kalectwem. Praca wymaga podejmowania ryzyka, codziennego ryzyka związanego z samym przyjściem do pracy. I nie o to chodzi, by uświadomiwszy sobie własne położenie zacząć zachowywać się w sposób pasywny i asekurancki. Warto pomyśleć, że po prostu tak jest i koniec.
Zgłasza się do mnie młody, energiczny menedżer, który w strukturze swojej firmy osiągnął szczyt kariery. Dalej już nie będzie awansował, chyba że kupi udziały w firmie. Ale taki wariant nie jest możliwy, bo jednoosobowy właściciel nie chce wspólników. Na swoim stanowisku nasz bohater jest jedyny, ale – i tutaj mina – tylko w swoim oddziale. Firma ma liczne oddziały w Polsce i wyniki finansowe oddziałów są porównywane. Menedżerowie pracują więc na największych obrotach. Mój klient pracuje 12–13 godzin na dobę. Jest u kresu wytrzymałości fizycznej i psychicznej. W ciągu ostatnich dwóch lat nie miał urlopu, bo nie chciał (w papierach oczywiście wszystko w porządku). Co może zrobić w tej sytuacji bez wyjścia? Oczywiście wyjście jest. Musi być przygotowany na moment, gdy do właściciela zgłosi się młodszy, mniej zmęczony menedżer i zaproponuje, że będzie pracował więcej za te same pieniądze. Jeśli będzie przygotowany, nie straci pracy nagle.
Praca w zespołach zadaniowych często zorganizowana jest w sposób wymagający pełnej identyfikacji z interesem firmy. Pracownik jest pochłonięty zadaniami, które stają przed nim w godzinach pracy, po pracy, w czasie posiłków, w czasie oglądania telewizji, w kąpieli, we śnie. Zawsze ma pod ręką kawałek papieru i długopis, żeby nie uleciały rodzące się pomysły. Nie czyta książek, nie chodzi do teatru, nie ma czasu na bezmyślne spacery i wycieczki. Rodzina pełni rolę widowni dla mąk twórczych, znajomi słuchają o sukcesach zawodowych. Często opowiada się anegdoty o głupszych kolegach i uznaniu przełożonych. Obiad z szefem czy ważnym klientem jest kontemplowany kadr po kadrze. Nie istnieje nic oprócz pracy i satysfakcji z niej płynącej. Taki człowiek jest w pracy 24 godziny. Utrata takiej pracy to zupełna katastrofa. To zawsze zaskoczenie, zawsze boleśnie przeżyte, zawsze wiążące się z poczuciem głębokiej krzywdy. Z tej grupy rekrutują się najczęściej ci, których ogarnia przemożna chęć zemsty. Ponieważ zapadają w stan prostracji lub depresję, ich żądza zemsty sprowadza się na ogół do okrutnych fantazji, ale może przerodzić się niekiedy w zimną kalkulację lub akt rozpaczy.
Podejmując pracę ludzie chętnie ulegają złudzeniu, że oto osiągnęli bezpieczeństwo socjalne, zyskali perspektywę rozwoju zawodowego i możliwość kariery. To przyjemne złudzenie, lecz staje się ono zagrożeniem, gdy zapominamy, że to złudzenie właśnie. Człowiek ma dobrze płatną pracę w przyjaznej firmie. Bierze kredyt i kupuje nowy samochód. Kredyt jest na pięć lat. Wkrótce decyduje się na kolejny. Skoro dobrze mu się wiedzie...
Są i inne pułapki, których ludzie nie umieją ominąć. I nigdy nie ominie się wszystkich. Nie wolno nadmiernie ufać swoim możliwościom. Należy przyjąć, że utrata pracy jest pewna i to tylko kwestia czasu. Jeżeli praca staje się jedynym bądź głównym źródłem gratyfikacji, to rozstanie się z nią będzie stratą wszystkiego lub prawie wszystkiego. Dobrze jest zadbać o rozproszenie źródeł gratyfikacji. Niech strata pracy będzie stratą jednego z wielu, a nie jedynego źródła satysfakcji. Podjęcie zobowiązań, zwłaszcza finansowych, nie może wynikać z wysokości bieżących dochodów, lecz z posiadanego kapitału. Posada często zależy bardziej od struktury nieformalnej niż od talentów pracownika – od kompetencji ważniejszy jest „układ”. Zatrudnienie jest tymczasowe, chociaż na czas nieokreślony. Wystarczy pamiętać o tych, zdawać by się mogło oczywistych, przyczynach niestałości posady, a zwolnienie nie będzie dziwić. Dziwne wydać się może, że i jutro idziemy do pracy.
Andrzej Kuśmierczyk, psycholog
|
|
|
|